A co to jest rok…
Sobota, 31 grudnia 2016
· Komentarze(2)
Komicznie jest dokonywać wpisów w częstotliwości co kilka miesięcy. To chyba nie tylko moja przypadłość, spora część ludzi w podróży, relacjonuje swoje dokonania wyrywkowo, i w stosownych odstępach czasu. Pozostaje niedosyt, który przemienia się w zniecierpliwienie.
Ale są też tacy podróżujący, którzy gorliwie przykładają się do „roboty”, relacje zawierają wszystkie szczegóły od nawierzchni poczynając na niefortunnych kolejach losu kończąc. Ten styl wchodzi „w krew”- i tak ktoś kto bierze udział w tzw. ultra maratonach po iluś tam godzinach kręcenia w tempo, pisze o pięknym pejzażu, czy uroczym wschodzie słońca. To raczej połączenie wrażeń przeszłych z teraźniejszymi- jeśli się jedzie cały dzień i całą noc, to trudno jest dostrzec „piękny świt” o zaletach przyrodniczo- architektonicznych nie wspominając, chyba, że doznajemy uczucia piękna wynikającego z sennych halucynacji.
Koniec roku coraz bliżej; słyszę wybuchy petard za oknem, nie wiele napisałem w związku z działalnością poznawczą z użyciem narzędzia badawczego jakim jest rower, w tym kończącym się roku- na usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że gdzieś w odmętach komputera krząta się jedna strona relacji z jazdy po Ukrainie…
Ukraina jest jak spełnienie marzeń o podróży w czasie, czułem jak lata w których zachłannie rzuciłem się w wir rzeczywistości wróciły; szedłem sobie, a świat wydawał się pełen metafizycznych zagadek, i było tylko kwestią czasu ich odgadnięcie.
Koniec roku coraz bliżej; maszyna na nowej ramie jest już prawie gotowa; koła typu slick poniosą mnie już w Nowym Roku, gdzie? Dokąd? I jak?
