Przed sezonem...
Czwartek, 19 lutego 2015
· Komentarze(0)
Teraz kiedy luty zbliża się powoli ku końcowi, dni stają się
coraz dłuższe, „neapolitańskie niebo” (R. Brandstaetter) poraża swym błękitem, wiatr zwiastuje suchość
na polach, czuje, że zbliża się koniec „rowerowej abstynencji”. Nie podsumowałem poprzedniego roku, pod
względem rowerowym, nie nagromadziłem danych jeśli chodzi o kilometraż; po
prostu, byłem tu, i byłem tam- wcale nie jest to takie złe…
Stawianie pewnych cenzusów jest ekscytujące; powoduje, że wyobrażam sobie iż z większym impetem wsiądę na rower, wyceluje w pewien punkt na mapie – ruszę, minę rogatki miasta i coś się zacznie, nie tylko czasowo; zrobię krok, gdzieś dalej- czy do przodu? Jeśli tak mówię, to wiem gdzie jest tył –pisał ktoś, o postępie; jeśli do przodu, to czy faktycznie „do przodu”- szczerze wątpię.
Obstawiłem się częściami do roweru z każdej strony; piasty obręcze, szprychy, opony, i korba Hollowtech II, cały korowód. Szczęśliwie moja żona nie zgłaszała specjalnych roszczeń z tego tytułu, bądź co bądź to dla niej składam rower w typie MTB, rower na kołach 27,5 z hamulcami pod tarczę. Korzystałem z kilku kalkulatorów odnoście długości szprych, i wszystkie kalkulowały na różnicę jednego minimetra w rozmiarze; tylko, że z takimi długościami trudno jest zakupić szprychy, zaokrągliłem, więc rozmiar, to tu, to tam- w przednim kole do swojej przyszłej maszynerii, w ogóle zastosowałem jeden rozmiar, choć koło jest pod tarczę, i trochę żałuje, ze nie zrobiłem tak ze wszystkimi pięcioma kołami, bo tyle wczoraj przeplatałem, dzisiaj natomiast operacje na centrownicy…
Rower powoli powstaje, stoi już na kołach, „obutych” na dodatek w szerokie gumy: Maxxis Ardent 2.25, jeszcze trochę, i ruszy na testowy szlak; czyli teren, tam gdzie skraj lasu, i podjazd pod górę, i gdzie w buczynie ostry zjazd…I choć to nie ja będę na nim jechał, to oczami wyobraźni tak to widzę. W mojej maszynie muszę wymienić olej w amortyzatorze (dostałem go w prezencie, jeszcze raz Dzięki Krzychu) ,nie robiłem jak dotąd żadnych serwisów tego typu urządzeń, po mimo to jestem dobrej myśli, kupiłem już olej Motorex 5W, przeczytałem gdzieś w sieci, że można na nim wycisnąć lepszą efektywność pracy, przekonam się o tym już w przyszłym tygodniu…
Do roweru trekkingowego zamontowałem sztywny widelec, w celach eksperymentalnych, miałem już wyjechać i mknąć sobie ulicą, kiedy zobaczyłem, że powoli „kończy” mi się obręcz Alexrims Dh19, po trzech sezonach, nadawała się tylko do wymiany, nie widząc powodów do nadmiernych wydatków kupiłem taniego Accenta i zaplotłem nowe koło na piaście Shimano Slx, (której dźwięk bębenka jest bardzo przyjemny) stosując szprychy CN, z tych najtańszych… Rower stoi w piwnicy i okala go błoto jeszcze z jesiennego wyjazdu w Sudety; to nowe koło, nie pasowało do takiego „kolorytu”, stoi więc dumnie obok, do czasu aż umyje ramę i wyczyszczę resztę części.
Co dalej? Dzisiaj przeczytałem, że do roweru szosowego „trzeba dorosnąć” zawsze sądziłem, ze jest na odwrót- czyżby próby na sztywnym widelcu, były już zwiastunem?
Stawianie pewnych cenzusów jest ekscytujące; powoduje, że wyobrażam sobie iż z większym impetem wsiądę na rower, wyceluje w pewien punkt na mapie – ruszę, minę rogatki miasta i coś się zacznie, nie tylko czasowo; zrobię krok, gdzieś dalej- czy do przodu? Jeśli tak mówię, to wiem gdzie jest tył –pisał ktoś, o postępie; jeśli do przodu, to czy faktycznie „do przodu”- szczerze wątpię.
Obstawiłem się częściami do roweru z każdej strony; piasty obręcze, szprychy, opony, i korba Hollowtech II, cały korowód. Szczęśliwie moja żona nie zgłaszała specjalnych roszczeń z tego tytułu, bądź co bądź to dla niej składam rower w typie MTB, rower na kołach 27,5 z hamulcami pod tarczę. Korzystałem z kilku kalkulatorów odnoście długości szprych, i wszystkie kalkulowały na różnicę jednego minimetra w rozmiarze; tylko, że z takimi długościami trudno jest zakupić szprychy, zaokrągliłem, więc rozmiar, to tu, to tam- w przednim kole do swojej przyszłej maszynerii, w ogóle zastosowałem jeden rozmiar, choć koło jest pod tarczę, i trochę żałuje, ze nie zrobiłem tak ze wszystkimi pięcioma kołami, bo tyle wczoraj przeplatałem, dzisiaj natomiast operacje na centrownicy…
Rower powoli powstaje, stoi już na kołach, „obutych” na dodatek w szerokie gumy: Maxxis Ardent 2.25, jeszcze trochę, i ruszy na testowy szlak; czyli teren, tam gdzie skraj lasu, i podjazd pod górę, i gdzie w buczynie ostry zjazd…I choć to nie ja będę na nim jechał, to oczami wyobraźni tak to widzę. W mojej maszynie muszę wymienić olej w amortyzatorze (dostałem go w prezencie, jeszcze raz Dzięki Krzychu) ,nie robiłem jak dotąd żadnych serwisów tego typu urządzeń, po mimo to jestem dobrej myśli, kupiłem już olej Motorex 5W, przeczytałem gdzieś w sieci, że można na nim wycisnąć lepszą efektywność pracy, przekonam się o tym już w przyszłym tygodniu…
Do roweru trekkingowego zamontowałem sztywny widelec, w celach eksperymentalnych, miałem już wyjechać i mknąć sobie ulicą, kiedy zobaczyłem, że powoli „kończy” mi się obręcz Alexrims Dh19, po trzech sezonach, nadawała się tylko do wymiany, nie widząc powodów do nadmiernych wydatków kupiłem taniego Accenta i zaplotłem nowe koło na piaście Shimano Slx, (której dźwięk bębenka jest bardzo przyjemny) stosując szprychy CN, z tych najtańszych… Rower stoi w piwnicy i okala go błoto jeszcze z jesiennego wyjazdu w Sudety; to nowe koło, nie pasowało do takiego „kolorytu”, stoi więc dumnie obok, do czasu aż umyje ramę i wyczyszczę resztę części.
Co dalej? Dzisiaj przeczytałem, że do roweru szosowego „trzeba dorosnąć” zawsze sądziłem, ze jest na odwrót- czyżby próby na sztywnym widelcu, były już zwiastunem?